Dziennik - Zdobyto PASTę! Trwa nadal niemiecki szturm Starego Miasta.
Raporty J. Warda - Raporty brytyjskiego oficera RAFu z Warszawy. Trzeba zaznaczyć, że jedynego przedstawiciela Brytyjczyków w Warszawie. Gdy w takiej Jugosławii to się od nich roiło ("Pierwszy Sojusznik", mhm, jasne).
*****
Dziennik
20 Sierpnia to dzień największego sukcesu powstańców w całej
drugiej połowie sierpnia: zdobycie gmachu PASTy. Po wielodniowym oblężeniu i
zamknięciu jej w szczelny pierścień, o godzinie 3 nad ranem 20 Sierpnia
rozpoczął się właściwy atak. W ścianach budynku wysadzono dziury do szturmu,
rozpoczęto zdobywanie kolejnych pięter; jednocześnie w pomysłowy sposób użyto
pompę strażacką (!), wpompowując za jej pomocą mieszankę zapalającą na górne
piętra; umożliwiło to podpalenie budynku…
Około godziny 15 Niemiecka załoga poddała się powstańcom;
wzięto 115 jeńców, zaś 10 którzy próbowali uciec w stronę pozycji powstańczych,
wystrzelano. Był to sukces który usunął znaczącą i bolesna - z powodu ostrzału-
pozycję w środku obszarów zajętych przez powstańców. Jednocześnie zdobyto duże
zapasy broni i amunicji.
Tymczasem na Starym Mieście trwał szturm jednostek
niemieckich zaczęty dnia wcześniejszego. Po zniszczeniu przez „Goliatha” ściany
Pałacu Mostwoskich, w środku trwały
zacięte wielogodzinne walki, aż powstańcy byli zmuszeni go opuścić. Dodatkowo
niemieckiej piechocie udało się szturmem z ul. Tłomackiego w kierunku
bielańskiej zająć północną część Banku Polskiego - a potem podpalić ją i sąsiednie
budynki. Na innych odcinkach, mimo niezmiernie trudnej sytuacji, powstańcom
udało się utrzymać pozycje.
***
Raporty J. Warda
Ciekawym zagadnieniem z czasu wojny jest to, że na terenach
polskich zarówno Alianci Zachodni, ani Sowieci, nie mieli fachowych i
kompetentnych oficerów wywiadu - mimo że Zachód deklarował wagę „Pierwszego
Sojusznika”, jak zażywano Polskę, a Sowieci faktycznie uważali go za istotnego…
I tak, zbiegiem okoliczności, gdy wybuchło Powstanie w Warszawie, Brytyjczycy
nie tylko w Warszawie ale i w całej Polsce nie mieli żadnego własnego oficera
łącznikowego. Była, owszem, przygotowywana misja… od lutego (wystartowała w
końcu w grudniu, po kilku tygodniach oddała się w ręce Rosjan, po czym poznała
sowieckie więzienia na 3 miesiące od środka). Ale nie można powiedzieć, że
Brytyjczycy nie mieli nikogo, kogo mogli uznać za obiektywnego…
Był niejaki sierżant Ward, pilot RAFu, który trafił do
niemieckiej niewoli i uciekł z niej w 1941 w Wielkopolsce, po czym znalazł
miejsce w strukturach AK. Jego meldunki z warszawy były w oczach Brytyjczyków
jedynym obiektywnym źródłem nt. sytuacji - i z racji na to warto im się
przyjrzeć.
Warto też im się przyjrzeć z uwagi na to, że nie zostały
opublikowane w czasie trwania Powstania, a trafiły do Archiwów MSZ… w maju 1945
(jak widać Brytyjczycy nie spieszyli się zbytnio z czymkolwiek dotyczącym
Polski. Przynajmniej wywiadowczo). Niektóre meldunki, które poniżej zacytuję,
były wydane w dokumencie „do prywatnego użytku Premiera.”
„(Nr 625) 18 sierpnia 1944
Od J. Warda, nr 542939
Zasadniczo sytuacja w Warszawie nie uległa zmianie. W
centrum miasta nadal toczą się bardzo ciężkie walki. Wróg wciąż bezlitośnie
niszczy miasto bombardowaniami z powietrza, czołgami, ogniem artyleryjskim, z
dział kalibru 75 milimetrów oraz minami wybuchająco-zapalającymi, zrzucanymi
przez miotacze min. Śródmieście jest już zniszczone w około czterdziestu
procentach, kolejne dwadzieścia procent zabudowań uległo znacznym uszkodzeniom.
W doniesieniach z przedmieść także mówi się o straszliwych zniszczeniach. Niemcy
kontynuują próbę unicestwienia Warszawy. Straty wśród cywilnej ludności i wśród
żołnierzy AK są bardzo wysokie.”
„(Nr 626) 19 sierpnia 1944
Od J. Warda
Ludność Warszawy nazywa niemieckie miotacze min ruchomymi
„szafami”, ponieważ wydają odgłos podobny do tego, jaki słychać przy
przesuwaniu ciężkich mebli, po którym w
ciągu kilku sekund następuje seria straszliwych wybuchów. W wieżowiec
Prudential przy placu napoleona, najwyższy budynek Warszawy, trzykrotnie
uderzyły miny i raz trafiła w niego bomba. Jest całkowicie spalony. Chodniki
warszawskich ulic zamieniły się w cmentarze. W wielu miejscach nie można nimi
przejść, nie natykając się na świeże mogiły.”
„(Nr 627) 19 sierpnia 1944
Od J. Warda
Sir, odpowiedź na moją depesze otrzymałem. Pochodze z
Birmingham. Panieńskie nazwisko mojej matki brzmi Anne Elizabeth Margewws
[sic!], ojciec nazywa się John Ward. Mój adres: 54 madison Avenue, Wardend,
Bimingham 8.
Sir, błagam o bardziej szczegółowe rozkazy. Od trzech lat
służę w polskiej armii podziemnej. Obecnie, idąc za radą polskiego personelu tu
na miejscu, łączę obowiązki porucznika AK w czynnej służbie z obowiązkami
korespondenta wojennego. Żadna z moich depesz nie przechodzi przez cenzurę.”
„(Nr 635) 20 sierpnia 1944
Od J. Warda, nr 542939 RAF
Praktycznie na każdym wolnym skrawku ziemi w Warszawie
ludzie kopią studnie. Brak wody staje się poważnym problemem. Jeśli w ciągu
dziesięciu dni miasto nie otrzyma pomocy, zabraknie także (?) żywności.
Przydziały już teraz są bardzo skąpe. Nie będzie przesadą powiedzieć, że
sytuacja w Warszawie jest rozpaczliwa. Na przedmieściach miasta są wielkie
obozy koncentracyjne, pełne kobiet i dzieci, koczujących na wolnym powietrzu bez
jedzenia i jakiejkolwiek pomocy. Umierają z głodu i na skutek chorób w
najstraszliwszych warunkach. Niemcy nie okazują żadnej litości tym bezbronnym
ludziom. Nie mają mężczyzn, którzy mogliby się nimi zaopiekować. Mężczyzn
zastrzelono wtedy, gdy kobiety i dzieci brano do niewoli.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz