Dziennik - Powstańcy i "berlingowcy" nadal próbują się bronić i ewakuować (jak kto może) na/z Czerniakowa. A Niemcy szukają jak zwykle eks-powstańców... co, by ich wsadzić do oflagu, do obozu jenieckiego? Nie, by rozstrzelać.
Łączność - raz jeszcze - O tym jak radiooperator poszedł do łagru, tak jak sowiecki oficer, a uczuciem najchętniej okazywanym polskim wysłannikom była niechęć.
*****
Dziennik
20 września nadal trwają zacięte walki o Czerniaków - a
dokładniej, Niemieckie nań natarcie i powolny odwrót obrońców: część (powstańcy
i „berlingowcy”) łodziami na prawy brzeg Wisły, inni powstańcy kanałami na
Mokotów; w nocy z 19 na 20 przeszedł na Mokotów sam „Radosław”, po którym
dowodzenia powstańcami na Czerniakowie objął kpt. „Jerzy” (Ryszard Białous);
ok. 200 pozostałymi żołnierzami z 9. pp 1 AWP dowodził - wciąż - major Stanisław
Łatyszonek. Obrońcy wciąż bronią grupę domów na Wilanowskiej, Idzikowskiego i
Solcu.
Niemcy do magazynów „Społem” spędzili grupę około 1000 osób
ze zdobytych domów na Wilanowskiej i Czerniakowskiej, selekcjonując spośród
nich osoby (gł. młode) które wg. nich mogły brać udział w Powstaniu - i
rozstrzeliwują (łącznie około 100). Zginęła między innymi jedna ze słynnych
łączniczek, Maria Cetys „Szympans”
Zapytano ją: Bist du Banditin? (Czy jesteś jedną z
bandytów?)
Odpowiedziała: Jestem żołnierzem Armii Krajowej.
Zastrzelono ją na miejscu; Jej słowa Adam Borkiewicz uczynił
mottem swej pracy „Powstanie warszawskie. Zarys działań natury wojskowej”
(pierwsza poważna monografia nt. powstania).
Na Żoliborz nocą z 19 na 20 września przeprawia się kolejna
grupa żołnierzy 6. pułku piechoty, wzmacniając uchwycony przyczółek na Kępie
Potockiej. Tego też dnia po południu (dopiero!) ppłk. „Żywiciel” (dowódca
obrony Żoliborza) dowiaduje się o obecności desantu na lewym brzegu Wisły.
Na rozkaz „Bora” odbyło się przegrupowanie i
przeorganizowanie AK w Wojsko Polskie, tzn. np. jawny podział oddziałów AK w
Warszawie na dywizje (de iure, nie de facto) i tak samo w Puszczy Kampinoskiej;
jednocześnie następuje ujawnieni listy niektórych oficerów. Były to
przygotowania do pójścia do niewoli powstańców po kapitulacji, co do której
powoli tracono złudzenia; pewna liczba oficerów nie została umieszczona w
spisach w celu kontynuowania konspiracji poprzez nie pójście do niewoli (a
wmieszanie się w tłum. Z oczywistych przyczyn - wyczerpanie psychiczne i
fizyczne - było ich znacznie mniej).
Nazwiska oficerów zostały następnego dnia opublikowane w prawie
powstańczej.
***
Łączność - raz jeszcze
Jak już wspomniałem, „Bór” - Komorowski starał się na
wszelkie możliwe sposoby nawiązać kontakty z Rokossowskim; jednym z takich
pomysłów była misja której przygotowanie zlecono „Monterowi” - zebrano grupę
siedmiu ludzi którzy nie tylko mieli złożyć wizytę Rokossowskiemu, ale i wziąć
ze sobą radio, dzięki któremu pewna byłaby stała łączność. Na czele wyprawy
stanął porucznik „Mak”, cichociemny, dowódca kompanii radio Komendy okręgu
Warszawa; do wyprawy dołączeni byli: kapitan Kaługin, sowiecki jeniec zbiegły
z obozu, który dołączył do powstańców
(konkretnie Armii Ludowej); oficer Armii Ludowej porucznik „król” a także
czterech oficerów AK.
Przeszli oni najpierw kanałami ze Śródmieścia na Mokotów, a
potem pod osłoną nocy z 18 na 19 września przeprawili się przez Wisłę i…
natychmiast po dotarciu do Kwatery Głównej Rokossowskiego wpadli w tarapaty -
NKWD znalazło ulotkę, będącą rzekomo dziełem AK i nawołującą do walki z bolszewikami.
Tak więc ekspedycja „Maka” i
jego radio przez pięć dni były w łapach kontrwywiadu, gdy na drugim brzegu los
przyczółku Czerniakowskiego był na szali, a potem był przesądzany. W końcu od
24 września „Mak” był przy sztabie Rokossowskiego i trzy razy dziennie próbował
nawiązać łączność (bez większych rezultatów). Po fiasku Powstania wyruszył do
domu swojej matki w Sokołowie Podlaskim, ale tam aresztowało do NKWD - w
listopadzie już był w drodze do łagru. Kapitana Kaługina uwięziono (zwolniono i
zrehabilitowano go dopiero po śmierci Stalina). Towarzysze „Maka” z podziemia
zostali en masse wcieleni do armii Berlinga zanim i nimi zainteresowało się
NKWD (farciarze).
Nieco wcześniej Rząd polski w Londynie próbował nawiązać
kontakt z Moskwą (15-18.09), po prostu przekazując depesze od
„Bora”-Komorowskiego do Rokossowskiego. Za pierwsza próbą, pisma przyjęto bez
jakiegokolwiek komentarza. Następnym razem, portier odmówił wpuszczenia
polskiego urzędnika na terenie radzieckiej ambasady i przyjęcia czegokolwiek;
przy połączeniu telefonicznym usłyszano że odpowiedniego urzędnika akurat nie
ma teraz w ambasadzie. Przy trzeciej
wizycie, sekretarz ambasady przerwał wysłannikowi słowami „Zdaje sobie Rząd
Polski sprawę, że między moim Rządem a Rządem Polskim nie ma stosunków dyplomatycznych.”
Depesze „Bora” do Rokossowskiego, zawierające między innymi techniczne
szczegóły połączenia, przetrzymano trzy krytyczne dni.
I tak spalił się powstańcze próby nawiązania kontaktu -
jedne depesze przystopowano, potem zignorowano, „Maka” najpierw przyskrzynił
kontrwywiad (zapewne za przekroczenie linii frontu, wiadomo, z terenów
zarażonych brakiem sowietyzmu przybył), a potem go wpakowali do łagru. Co
ciekawe, Sowieci jednak sami… no może nie próbowali nawiązać kontaktu, ale
zgromadzić informacje - nie mówię tu tylko o raportach Tiegelina… ale o tych
działaniach będzie więcej następnego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz