Dziennik - Cięzkie walki o Czerniaków, powstańcy(i berlingowcy) muszą się z wolna wycofywać.
Lot 110 amerykańskich "Latających Fortec" - pięknie wyglądało, ale efekty takie średnie.
Porucznik Michał Wiśniewski - warto wspomnieć.
*****
Dziennik
18 Września od rana ciężkie walki na Czerniakowie, zwłaszcza
o dom przy Idzikowskiego 5/7; przeciwnatarcie prowadził kpt. Olechnowicz z 3. DP. Został on ranny w
walce i ewakuowany na drugi brzeg; dowództwo po nim objął kpt.
"Motyl" z baonu "Czata 49" (jest to jedyny przypadek z
powstania Warszawskiego podporządkowania żołnierzy AWP oficerowi AK).
Jednocześnie niemiecka piechota przebiła się przez gruzy Fabryki Ultramaryny,
aż pod siedzibę dowództwa 9. pp na Solec
39; groziło to - w wypadku dotarcia Niemców na brzeg Wisły - rozdarciem
przyczółka Czerniakowskiego na dwie części. Niemiecki atak został rozbity przez
3. Kompanie moździerzy 1. AWP dowodzoną przez por. Janinę Błaszczak (kobietę!).
Niemcy podpalili szpital powstańczy przy ul. Solec 41, z którego nie pozwolili
ewakuować rannych - w płomieniach zginęło tam ok. 60 rannych i sanitariuszek AK
(szpital podpalono, do sanitariuszek idących z pomocą rannym otworzono ogień).
Batalion "Zośka" opuścił zniszczony "Goliathami" dom przy
ul. Okrąg 2.
***
Lot 110 amerykańskich "Latających Fortec"
18 Września miało też miejsce wydarzenie inne, bardziej
znamienne - lot z zaopatrzeniem dla Warszawy w ramach misji „Frantic”. Ludziom
niezorientowanym z pośpiechem wyjaśniam, że mijsa „Frantic” polegała na lotach
wahadłowych - amerykańskie czy brytyjskie samoloty bombardowały sobie spokojnie
wschodnie krańce Rzeszy, po czym leciały na przygotowane lotniska u Sowietów,
gdzie samoloty tankowano, a załogi odpoczywały; o zaletach tego postępowania
powinien mówić sam fakt, że loty na wysokość Warszawy trwały zazwyczaj około
10-11 godzin, co skutkowało ogromnym zmęczeniem załóg - i paliwem „na styk”.
Tak można było bombardować więcej i wydajniej…
By zrzucać zaopatrzenie powstańcom w ramach „Frantica”
myślano już w początkach sierpnia, ale obstrukcjonizm Sowietów, niemrawość
Amerykańców i podobne sprawy spowodowały, że lot odbył się dopiero 18 Września.
…
Cóż to był za pokaz! 107 „Latających Fortec” [z GB wyruszyło
110, ale 2 zawróciły z powodu problemów technicznych, jedną zestrzelono nad
Puszcza kampinoską] i 73 mustangi,
w pogodny dzień nad Warszawą! Wszystkie
samoloty na raz zrzucały zasobniki! To musiało być wspaniałe na powstańców.
Do chwili, gdy policzono, ze w ręce powstańców wpadło 188 z
1284 zrzuconych zasobników; 14,6%, gdyby ktoś zaczynał szybko liczyć. Większą
część zasobników dostali Niemcy, a że amunicja miała pasować do zdobytej przez
powstańców niemieckiej broni, jeden z Niemców obecnych tam, który potem spisał
to we wspomnieniach, zapisał:
„(…) W innych jest niemiecka amunicja. Ależ oni są
przyzwoici. Amerykanie przywożą broń i amunicję, która w pośpiechu zostawiliśmy
na Zachodzie i samolotami dostarczają je tu, do Warszawy!”
Ironiczne, acz prawdziwe.
Ciekawym faktem psychologicznym (a może medycznym?) jest to,
że zarówno wielu powstańcom, jak i Niemcom, wydawało się że zasobniki to żywi
skoczkowie, że „wyraźnie widziałem jak machają rękami i nogami!” (obie strony
tak twierdzą w relacjach [sic!]).
Tak się składa, że moja wiedza medyczna kończy się mniej
więcej na średniowiecznych trepanacjach i sposobach leczenia (no, nie licząc
tempa przydzielania HP w kilku systemach RPG), dlatego uznałem że na temat
tegoż faktu zapytam znanych mi ekspertów, w
sensie znanych mi ludzi studiujących kierunek „Lekarski” (niestety, nie
znam ludzi studiujących „psychologię” itp., a przynajmniej nie wiem że znam,
jeśli jednak znam :P ).
Garść statystyk: na siedem osób zapytanych, odpowiedziały mi
cztery, z czego trzy odpowiedziały „nie wiem” na różne sposoby, a jedna odpowiedziała
wyczerpująco.
Opinia specjalistki mówi, że w tym wypadku należy wykluczyć
zbiorową halucynację, „która jest głębokim zaburzeniem psychicznym”; za to
określiła autorytarnie, że:
„W psychologii nazywa się to złudzeniem, do czego potrzeba
bodźca wzrokowego, ażeby owo złudzenie wytworzyć. Ciężko mi powiedzieć dlaczego
jedni i drudzy interpretowali obraz tak samo, być może był łudząco podobny do
spadochroniarzy.”
Fakt, z dużej odległości, nie posiadając lornetki, nawet w
pogodny dzień mogli nie odróżnić jednokolorowych spadochronów spadochroniarzy
od trójkolorowych spadochronów zasobników; z drugiej strony, czy ktokolwiek z
nich - poza „cichociemnymi” - widział przedtem skoki spadochronowe? A poza tym wiatr mógł kołysać zasobnikami, co
powodowało złudzenie ruchu?
Pozostawiam do rozmysłu czytelników, ja odpowiednie
informacje do dalszego zgłębiania zgromadziłem. Dodam tylko jeszcze, że należy
pamiętać, że w Warszawie „naszych chłopców” z Brygady Spadochronowej
spodziewano się od początku Powstania, co mogło dawać asumpt do jakichkolwiek
nadziei (nie wiedziano, ze od połowy sierpnia Brygada była przeznaczona do
udziału w operacji „Market-Garden”… pod
koniec września).
„Latająca Forteca” w pełnej krasie. Szkoda ze nie przyleciały
wcześniej…
***
Porucznik Michał Wiśniewski
Przedstawię tu krótko postać, będącą znamienną - porucznik
Michał Wiśniewski. Urodzony w 1925r. w Warszawie. Brał udział w kampanii
wrześniowej, po jej klęsce znalazł się na wschodzie. Wszedł w skład armii
Berlinga, jako porucznik 1 Praskiego Pułku Piechoty przeszedł z nią szlak bojowy
od Lenino po Warszawską Pragę. Na Pradze, widząc sytuację powstania, postanowił
przejść po ruinach mostu Kierbedzia i dołączyć do powstańców. Wtedy, 18
września, zmarł. Ogień otworzyli do niego zarówno Niemcy jak i Sowieci (!);
wedle relacji rodziny, zmarł od serii kul w plecy (!).
„(…)jego śmierć jest
wyrazistym symbolem tragicznego losu całego kraju.”
Jak napisał Norman Davies („Powstanie ‘44”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz