środa, 18 września 2013

Powstanie Warszawskie (49): Lot 110 "Latających Fortec"

Czterdziesty i dziewiąty dzień Powstania.

Dziennik - Cięzkie walki o Czerniaków, powstańcy(i berlingowcy) muszą się z wolna wycofywać.
Lot 110 amerykańskich "Latających Fortec" - pięknie wyglądało, ale efekty takie średnie.
Porucznik Michał Wiśniewski - warto wspomnieć.

*****
Dziennik

18 Września od rana ciężkie walki na Czerniakowie, zwłaszcza o dom przy Idzikowskiego 5/7; przeciwnatarcie prowadził  kpt. Olechnowicz z 3. DP. Został on ranny w walce i ewakuowany na drugi brzeg; dowództwo po nim objął kpt. "Motyl" z baonu "Czata 49" (jest to jedyny przypadek z powstania Warszawskiego podporządkowania żołnierzy AWP oficerowi AK). Jednocześnie niemiecka piechota przebiła się przez gruzy Fabryki Ultramaryny, aż pod siedzibę dowództwa  9. pp na Solec 39; groziło to - w wypadku dotarcia Niemców na brzeg Wisły - rozdarciem przyczółka Czerniakowskiego na dwie części. Niemiecki atak został rozbity przez 3. Kompanie moździerzy 1. AWP dowodzoną przez por. Janinę Błaszczak (kobietę!). Niemcy podpalili szpital powstańczy przy ul. Solec 41, z którego nie pozwolili ewakuować rannych - w płomieniach zginęło tam ok. 60 rannych i sanitariuszek AK (szpital podpalono, do sanitariuszek idących z pomocą rannym otworzono ogień). Batalion "Zośka" opuścił zniszczony "Goliathami" dom przy ul. Okrąg 2.

***
Lot 110 amerykańskich "Latających Fortec"


18 Września miało też miejsce wydarzenie inne, bardziej znamienne - lot z zaopatrzeniem dla Warszawy w ramach misji „Frantic”. Ludziom niezorientowanym z pośpiechem wyjaśniam, że mijsa „Frantic” polegała na lotach wahadłowych - amerykańskie czy brytyjskie samoloty bombardowały sobie spokojnie wschodnie krańce Rzeszy, po czym leciały na przygotowane lotniska u Sowietów, gdzie samoloty tankowano, a załogi odpoczywały; o zaletach tego postępowania powinien mówić sam fakt, że loty na wysokość Warszawy trwały zazwyczaj około 10-11 godzin, co skutkowało ogromnym zmęczeniem załóg - i paliwem „na styk”. Tak można było bombardować więcej i wydajniej…
By zrzucać zaopatrzenie powstańcom w ramach „Frantica” myślano już w początkach sierpnia, ale obstrukcjonizm Sowietów, niemrawość Amerykańców i podobne sprawy spowodowały, że lot odbył się dopiero 18 Września.

Cóż to był za pokaz! 107 „Latających Fortec” [z GB wyruszyło 110, ale 2 zawróciły z powodu problemów technicznych, jedną zestrzelono nad Puszcza kampinoską] i  73 mustangi, w  pogodny dzień nad Warszawą! Wszystkie samoloty na raz zrzucały zasobniki! To musiało być wspaniałe na powstańców.

Do chwili, gdy policzono, ze w ręce powstańców wpadło 188 z 1284 zrzuconych zasobników; 14,6%, gdyby ktoś zaczynał szybko liczyć. Większą część zasobników dostali Niemcy, a że amunicja miała pasować do zdobytej przez powstańców niemieckiej broni, jeden z Niemców obecnych tam, który potem spisał to we wspomnieniach, zapisał:
„(…) W innych jest niemiecka amunicja. Ależ oni są przyzwoici. Amerykanie przywożą broń i amunicję, która w pośpiechu zostawiliśmy na Zachodzie i samolotami dostarczają je tu, do Warszawy!”
Ironiczne, acz prawdziwe.

Ciekawym faktem psychologicznym (a może medycznym?) jest to, że zarówno wielu powstańcom, jak i Niemcom, wydawało się że zasobniki to żywi skoczkowie, że „wyraźnie widziałem jak machają rękami i nogami!” (obie strony tak twierdzą w relacjach [sic!]).
Tak się składa, że moja wiedza medyczna kończy się mniej więcej na średniowiecznych trepanacjach i sposobach leczenia (no, nie licząc tempa przydzielania HP w kilku systemach RPG), dlatego uznałem że na temat tegoż faktu zapytam znanych mi ekspertów, w  sensie znanych mi ludzi studiujących kierunek „Lekarski” (niestety, nie znam ludzi studiujących „psychologię” itp., a przynajmniej nie wiem że znam, jeśli jednak znam :P ). 

Garść statystyk: na siedem osób zapytanych, odpowiedziały mi cztery, z czego trzy odpowiedziały „nie wiem” na różne sposoby, a jedna odpowiedziała wyczerpująco.

Opinia specjalistki mówi, że w tym wypadku należy wykluczyć zbiorową halucynację, „która jest głębokim zaburzeniem psychicznym”; za to określiła autorytarnie, że:
„W psychologii nazywa się to złudzeniem, do czego potrzeba bodźca wzrokowego, ażeby owo złudzenie wytworzyć. Ciężko mi powiedzieć dlaczego jedni i drudzy interpretowali obraz tak samo, być może był łudząco podobny do spadochroniarzy.”
Fakt, z dużej odległości, nie posiadając lornetki, nawet w pogodny dzień mogli nie odróżnić jednokolorowych spadochronów spadochroniarzy od trójkolorowych spadochronów zasobników; z drugiej strony, czy ktokolwiek z nich - poza „cichociemnymi” - widział przedtem skoki spadochronowe?  A poza tym wiatr mógł kołysać zasobnikami, co powodowało złudzenie ruchu?

Pozostawiam do rozmysłu czytelników, ja odpowiednie informacje do dalszego zgłębiania zgromadziłem. Dodam tylko jeszcze, że należy pamiętać, że w Warszawie „naszych chłopców” z Brygady Spadochronowej spodziewano się od początku Powstania, co mogło dawać asumpt do jakichkolwiek nadziei (nie wiedziano, ze od połowy sierpnia Brygada była przeznaczona do udziału w  operacji „Market-Garden”… pod koniec września).

„Latająca Forteca” w pełnej krasie. Szkoda ze nie przyleciały wcześniej…

***
Porucznik Michał Wiśniewski

Przedstawię tu krótko postać, będącą znamienną - porucznik Michał Wiśniewski. Urodzony w 1925r. w Warszawie. Brał udział w kampanii wrześniowej, po jej klęsce znalazł się na wschodzie. Wszedł w skład armii Berlinga, jako porucznik 1 Praskiego Pułku Piechoty przeszedł z nią szlak bojowy od Lenino po Warszawską Pragę. Na Pradze, widząc sytuację powstania, postanowił przejść po ruinach mostu Kierbedzia i dołączyć do powstańców. Wtedy, 18 września, zmarł. Ogień otworzyli do niego zarówno Niemcy jak i Sowieci (!); wedle relacji rodziny, zmarł od serii kul w plecy (!).

 „(…)jego śmierć jest wyrazistym symbolem tragicznego losu całego kraju.”
Jak napisał Norman Davies („Powstanie ‘44”)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz