"Gdy car Rosji łowi ryby, Europa czeka.
"
Aleksander III Romanow (1845–1894), na wieść o przyjściu depeszy dyplomatycznej w czasie wędkarstwa.
"(…) dokąd na Rosji będzie car i państwo tj. dokąd na wsi będą panować właściciele ziemscy, a w miastach kupcy i fabrykanci, na nic zdadzą się wasze prośby i modlitwy żadna Konstytucja i Ziemskie Sobory Wam nie pomogą."
Rosyjska Wojna Domowa jest tematem ciągle u nas w Polsce mało znanym. Coś nawet jest w podręcznikach, coś kołacze w głowie, ale tak naprawdę z całości wiemy tylko że bolszewicy dali łupnia białym (w końcu przedtem był ten okrutny, zły, straszny Car, a potem Ci dobrzy choć nieco brutalni bolszewicy - a po nich już od razu "epoka błędów i wypaczeń" Stalina). No i wiemy jeszcze, że później bolszewicy ruszyli do ataku na Polskę, już by ją zajęli, potem Europę i świat cały - ale Piłsudski, Najświętsza Maryja Panna i wszystko co się da, nas uratowało. Taaak... niezaprzeczalnie Armia Czerwona dostała od nas solidnego kopa, ale niezaprzeczalnie też, pochłonięci naszym własnym grajdołkiem i wąskim spojrzeniem, ogólnie, jako naród, mało wiemy o Wojnie Domowej w Rosji 1917-1920. Co skutkuje tym, że nie rozumiemy Rosyjskich prób odzyskiwania przed-bolszewickiej tożsamości (zdarzają się, gł. filmy),nie rozumiemy białej emigracji i spłycamy ją do bolszewickiej propagandy, więcej nawet - fałszywie rozumujemy na temat Caratu, rządu bolszewickiego, alianckiej interwencji w wojnę domową, czemu wygrali wojnę bolszewicy... a także rzeczy istotnych dla naszych sąsiadów i - czasami, za poprzednich rządów, strategicznych sojuszników - czemu Estonia po wojnie domowej była niepodległa, a Gruzja nie? Czemu Finlandia tak, a Ukraina nie; czemu "Rosyjska Republika Rad" przetrwała kilka dziesięcioleci, a powstała w 1919 "Węgierska Republika Rad" przetrwała 19 tygodni (równo - 133 dni)?
I najważniejsze i zazębiające się z innymi: czemu to w Rosiji wybuchła rewolucja, i jakim cudem wygrała?
Postaram się na to odpowiedzieć - kiedyś. Na razie zaczynam od przedstawienia sytuacji w Carskiej Rosji - szkicowo, ogólnikowo (bo ja tu bloga piszę, a nie encyklopedię). Niechże więc czytelnik dowie się na początek, czemu słowa "opresyjny carat" piszę zawsze w cudzysłowiu.
I najważniejsze i zazębiające się z innymi: czemu to w Rosiji wybuchła rewolucja, i jakim cudem wygrała?
Postaram się na to odpowiedzieć - kiedyś. Na razie zaczynam od przedstawienia sytuacji w Carskiej Rosji - szkicowo, ogólnikowo (bo ja tu bloga piszę, a nie encyklopedię). Niechże więc czytelnik dowie się na początek, czemu słowa "opresyjny carat" piszę zawsze w cudzysłowiu.
*****
Krótkie porównanie "strasznego, opresyjnego caratu" z rządem bolszewickim Stalina.
Katorga. Wśród nas, Polaków, termin ten kojarzy się ze strasznymi mękami i dożywotem syberyjskim, końcem światu za caratu. Cóż, łagodnie to tam może nie było - ale na przykład na katordze na Sachalinie (ponoć najgorszej w Caracie) więźniowie w więzieniu mieli prawo wychodzić do ustępu bez pozwolenia i pytania cała dobę; w ciągu dnia zaś do miasta (po poinformowaniu kogo trzeba, oczywiście). Za Stalina, po ponownym wprowadzeniu jego własnej, autorskiego pomysłu, upgradowanej katorgi (w 1943) więźniowie harowali nominalnie 12h, plus czas na dojście do roboty i powrót, oraz plus kradzieże drobnego czasu z życia - np. wyczytywanie więźniów numerami. Zasnąłeś w baraku i się nie zgłaszasz - karcer! Wyczytywanie więźniów do posiłku - wymiana talonów na jedzenie. Potem dodatki żywnościowe - tak, wyczytywanie osobno. Potem rozdawanie talonów na dzień następny... i tak, z 12h odpoczynku, robiło się 4h. Leżenia na pryczy w nieogrzewanym namiocie (na Sachalinie mieli murowane więzienie) w czasie syberyjskiej zimy, po całodniowym ryciu ziemi kilofem.
Cóż. W stalinowskim Norylsku, po roku zmarli już wszyscy katorżnicy z pierwszego transportu, 28 tysięcy osób (wróć! numerów. Nadawano im literę alfabetu i numer, od 1 do 1000). Relację o katordze znamy raczej z tego co opowiedzieli następnym i relacji kryminalistów, których zatrudniano w kuchni i innych służbach pomocniczych, gdzie mogli katorżników do woli okradać.
Za czasów Czechowa, który zrelacjonował "nieludzkie warunki życia katorżników na Sachalinie", żyło tam 5905 katorżników, przysłanych na przestrzeni wielu lat i mających się dobrze. Ah, ten straszny carat...
Zesłanie. Tutaj omawiać będę carskie dane z XIX wieku - wtedy kurs złagodzony został, zresztą to w tamtych czasach był najbardziej powszechny mit strasznego zesłania...
W ciągu całego XIX wieku caratu zesłano pół miliona ludzi. Jasne, mieli ubogie środki transportu, ale jednak - 2 do 6 tys ludzi w ciągu przeciętnego roku, w rzadkich latach 10 tys. Cyfry określające zesłanie były ścisłe, przynajmniej jeśli chodzi o maksymalny wymiar kary - a i dożywotnie zesłanie często przestawało obowiązywać po 10 [nawet czasem 6] latach, o ile zesłaniec zachowywał się "godnie". I mógł wtedy jechać gdzie chciał, byle nie do swego poprzedniego miejsca pobytu. Ważną cechą carskiego zesłania jest to, że zsyłano indywidualnie, a nie całe rodziny albo i narody. Zesłanie kryminalne było dość ciężkie... ale polityczne...
eh! Żadnych konfiskat majątku. Żadnych ciężkich obostrzeń. Żadnego przymusu pracy. Za to państwo dawało im możliwość tej pracy - w Jakucji zesłańcy polityczni otrzymywali 15 tzw. dziesięcin ziemi (wedle Sołżenicyna, 65 razy więcej niż stalinowscy kołchoźnicy); rewolucjonistom nie bardzo się chciało ją uprawiać, ale Jakutom i owszem, toteż ją wynajmowali. Do tego państwo dawało zesłańcowi politycznemu 12 rubli miesięcznie "strawnego" i 22 ruble rocznie na ubranie. Czy to było mało? Hm... Za 5 rubli miesięcznie można było się utrzymać (tyle zesłaniec Martow płacił gospodarzowi za wikt i zamieszkanie); dobry, solidny dom kosztował 12 rubli. Anarchista A.P. Ułanowski wspominał, że na zesłaniu posyłał pieniądze zamieszkałej gdzieś w Rosji dziewczynie i z reszty, która mu pozostała, starczyło mu, by pierwszy raz w życiu spróbować kakao. I to niejeden raz. I taką kase otrzymywali wszyscy zesłańcy polityczni. Cóż tu mówić, dzięki tym państwowym dotacjom Lenin mógł przez 3 lata studiować do woli teorię rewolucji, nie troskając się, skąd brać na utrzymanie albo jak się wyżywić.
Zesłańcy za przestępstwa pospolite mieli gorzej - pieniędzy do ręki za bardzo nie dostawali, ale dostawali bezpłatnie od ręki zimową i normalną odzież. Przez pierwsze 2-3 lata (kobiety całe zesłanie) 200g mięsa dziennie, oraz 3 funty chleba (1.2 kg chleba). Rokrocznie dostawali też kożuszki, półkożuszki i obuwie. A na dodatek carskie władze, by nakłonić zesłańców do produkcji, kupowało od nich produkty po specjalnie zawyżanych cenach... nic dziwnego, że Czechow twierdził, że Sachalin nie jest kolonią karną dającą pieniądze Rosji, a raczej jest przez Rosję utrzymywany.
Mówiąc o Czechowie: pojechał on na Sachalin bez żadnych oficjalnych pozwoleń, pisemek, listów. I otrzymał dostęp do archiwów państwowych, non problemo.
A za Stalina, Ojca Narodów...
Utrzymanie było problematyczne. Zapomogi początkowo też zesłańcom utrzymano, choć nie "kontrrewolucjonistom", a socjalistom, eserowcom i trockistom. Stale jednak je obliżano. W 1927 zapomoga wynosiła 6 rubli dla zwykłych sojalistów, 30 dla trockistów; nie były to jednak już carskie ruble, a nowe, sowieckie; za wynajęcie skromnej izdebki trzeba było bulić 10 rubli... W 1933 politycznym płacono 6 rubli i 25 kopiejek. Sołżenicyn wspomina, że pamięta cenę chleba z tego samego roku - 3 ruble za kilogram żytniego, nawilgłego (cięższy od wody, a sprzedaż na kilogramy). A zapomogi sowieckie to już nie carskie, wydawano tylko nie mającym pracy (za Caratu wydawano wszystkim jak leci, do pracy zachęcano). A jak ktoś chciał (musiał) pracować to i to nie było prosto - jakie przedsiębiorstwo by przyjęło zesłańca (wszystkie państwowe, wiedzieli, że oni też mogą dostać wyrok)? Poza tym lata 20-30 to czas w Rosji Sowieckiej galopującego bezrobocia. praca była dla nieskazitelnych politycznie, a nie skazańców politycznych, nawet jeśli fachowców... Dość rzec, że polityczni nagabywali śledczych (1934, Kazań) "a czy nie szykuje się jakiś procesik? Bo moglibyśmy za świadków..." Taaak... To juz nie było wygodne kakałko i studia nad rewolucją, tylko walka o byt. Chcieliście państwo socjalistyczne, to macie.
Co sprawiało, że za Caratu tak się troszczono o zesłańców, a za Sowietów już nie? Opinia publiczna, moi drodzy. Za Lenina, opinię publiczną zastąpiła opinia zorganizowana, więc nie było komu się wzruszać (głośno) nad zesłańcami. Niech no się tylko wzruszy, odczyta list kolegi co na zesłaniu - fruu, już z fabryki sam jedzie na zesłanie.
A kto, poza ww. socjalistami za Sowietów szedł na zesłanie (polityczne)? To tak - inteligencja bezpartyjna. Duchowni. Chrześcijanie zwykli, ale głęboko wierzący. I spirytyści, i okultyści. A nawet młodzież, za... "fokstroty" (foxtrot - taniec towarzyski amerykański, co w Europie był jednym z przebojów Międzywojnia). Za Caratu - przypomnijmy, za działalność faktycznie wywrotową, nie za wywoływanie duchów albo tańczenie.
Warto dodać, że za Caratu zesłanie nie było przyczynkiem do nowej kary - a za komunizmu i owszem, zesłaniec mógł się spodziewać dalszej roli w czymś co Sołżenicyn przepysznie nazwał "Wielkim Pasjansem Rewolucyjnym" (czemu Pasjans? Bo Stalin rozkładał sobie przeciwników od tych najdalszych ideowo, aż do najbliższych, a rozkładał ich kolejno zesłanie-> więzienia->Gułagi-> śmierć. Czasem z przeskokiem. Anarchista Dymitr Wenediktow w 1937, po upłynięciu (kolejnego) trzyletniego zesłania został aresztowany za "nieprzychylny stosunek do władzy sowieckiej" (każdy zesłany za poglądy na pewno jest bardzo przychylny do zsyłających) i za "rozpowszechnianie pogłosek, że będzie rozpisana nowa pożyczka" (w sensie, pożyczka rządowa. Rozpisywano ją co roku i w przeciwieństwie do naszych obligacji, należy ją traktować raczej jak podatek - 1) kto nie wziął, tego szybko zamykano za "sabotaż gospodarczy" albo "działalność kontrrewolucyjną", 2) było coroczna, regularna, jak wiosna po zimie 3) rzadko była oddawana. Sołżenicyn takiego przypadku nawet nie wspominał). I co dostał anarchista za te dwa zarzuty? Rozstrzelanie w ciągu 72h. Fajnie być zesłańcem za Stalina, nie to co za opresyjnego Cara.
Zresztą, za Sowietów zesłanie niektórych specyficznych grup miało je zabić. W ten sposób załatwiono ogromne rzecze średniozamożnego chłopstwa rosyjskiego; Sołżenicyn wylicza ich na 15 milionów (i to nie liczymy do tego innych pomysłów Ojca Narodów, jak Wielki Głód na Ukrainie). Ciężko teraz powiedzieć, ile naprawdę tak się "pozbyto", ale faktem jest, że planowano się pozbyć. Na przykład chłopów wyprowadzano na zaśnieżoną tajgę i odgórnie im mówiono gdzie mają postawić osadę i czym ma się trudnić: na przykład - nad brzegiem rzeki, ale na wysokiej skarpie (daleko nosić trzeba było wodę) i o profilu wyznaczonym przez oficera MWD, nie znającego się na rolnictwie. Nic dziwnego że zazwyczaj wymierali do jednego... ale czasem nie. Nad Obem, w głuszy, wyrosła osada, z której wywodził się Burow (jedno ze źródeł osobowych Sołżenicyna). Przepływała kiedyś tamtędy wierchuszka powiatowa, która oczy przecierała ze zdumienia, że ludziom się tu dobrze wiedzie, ba! lepiej im się wiodło niż kołchoźnikom (może dlatego, że "na górze" myślano że wymarli i się nie wtrącano za bardzo?). Efekt? Po kilku dniach przypłynęli strzelcy NKWD, mieszkańcom wsi kazano spakować się w godiznę i z tym co wzięli w ręce wysiedlono ich dalej, w głąb tundry syberyjskiej.
Niech za los typowego zesłańca chłopskiego, kułaka, posłuży Tragedia Wasjugańska. W 1930 roku 10 tysiecy rodzin (wedle ówczesnych, chłopskich norm - 60-70 tysięcy ludzi) przewieziono do Tomska i za Tomskiem pieszo - a była to zima - w dół Obu, a potem w górę Wasjuganu. patrzyłem na mapę - wychodzi lekką ręką ponad 500 kilometrów, a to wszystko w trakcie syberyjskiej zimy; mieszkańców wsi przydrożnych kazano potem wiosną i latem grzebać ciała dzieci i dorosłych, które wyrzucała rzeka. Zesłańców porzucono w środku bagien Wasjugańskich, bez narzędzi i zapasów, w środku zimy. A niedługo potem przyszła odwilż i odcięła obszar bagien od świata, poza dwoma ścieżkami - na Tobolsk i w stronę Obu. Obie ścieżki obsadzono czatami z karabinami maszynowymi. Czaty nikogo nie przepuszczały; podchodzili zdesperowani chłopi, błagali by ich wypuścić - witano ich kulami. W końcu, gdy na rzekach znikła kra lodowa, w Tomsku wydano polecenia i wysłano pomoc z miejscowego Integrałsojuzu (Związku Spółdzielni Spożywczych), mąkę i sól. Okazało się jednak, że Wasjugan jest w niektórych miejscach wartki i barki wyładowane towarami nie mogły przepłynąć; zawróciły w końcu.
Wymarli wszyscy wysiedleńcy, 10 tysięcy rodzin, około 60 tysięcy ludzi. Podobno kogoś nawet za te wydarzenia pociągnięto do odpowiedzialności i rozstrzelano. Jedną osobę - ale i tak nie chcę się wierzyć (w kraju sowieckim? Za odkułaczenie?). Zresztą, gdyby nawet - licząc tymi proporcjami, za wysiedlenie na śmierć całego Wrocławia (mojego ojczystego miasta) rozstrzelano by 10 osób. Za załatwienie w ten sposób całej Polski, wedle ostatnich szacunków liczbowych - 642 osoby. takie to są bolszewickie proporcje - zakładając że kogokolwiek za tą tragedię skazali.
O tej sprawie wiadomo (a i to niezbyt szeroko) dzięki pełnomocnikowi Integrałsojuza - Stanisławow prowadził nieudaną ekspedycje z mąką i solą.
O ilu zesłańcach sowieckich nic nie wiadomo? O ilu zapomniano? Rodzin, wsi (kozackich), a za późnego Stalina- i całych ludów?
O Narodach - zsyłaniu choćby Estończyków - pięknie napisał Sołżenicyn. Cytat godny zapamiętania (dotyczy "specprzesiedleńców" [parę milionow ich było, tych "spec"], którym z góry wyznaczano prace w miejscu zesłanie):
"Co zaś do zarobków, to w ogóle nie można się zorientować, na jakiej zasadzie je obliczano: w ciągu pierwszego roku pracy w kołchozie Maria Sumberg otrzymała za każdą dniówkę 20 gramów ziarna (byle ptaszyna boża więcej sobie nadziobie na wiejskiej drodze!) i 15 stalinowskich kopiejek (czyli 1,5 kopiejki chruszczowowskiej). Całoroczny zarobek wystarczył jej na kupno... aluminiowej miski.
Jak więc utrzymywali się przy życiu?! A dzięki paczkom żywnościowym z kraju. Przecież nie cały ich naród został zesłany.
A kto posyłał paczki Kałmukom? A krymskim Tatarom?... Przejdźcie się po cmentarzu, zapytajcie."
(A. Sołżenicyn, "Archipelag GUŁag 1918-1956, próba dochodzenia literackiego", Księga VI, Rozdział IV)
I jak tu w ogóle zakwalifikować zsyłanie kalek, owoców "Wielkiej Wojny Ojczyźnianej" (po naszemu: II Wojna Światowa), których tuż po wojnie zebrano w przeważającej mierze zesłano na Daleką Północ; by nie kazili Wielkiej Ziemi (Rosji) swoją obecnością, rzecz jasna. Na marnym wikcie (kalecy, nie pracują) i raczej bez prawa korespondencji (raczej, bo wiadomo od nich właśnie z tych nielicznych listów co się przebiły).
Co tu o tym mówić?! O "obrońcach sowieckiej ojczyzny", co się dali dla niej okaleczyć i gdzieś marnie bidowali potem daleko? Oni i taki mieli dobrze. Mieli zapewnione jedzenie. Zsyłani "kułacy" i zsyłane całe narody już nie.
Odpowiadanie za cudze przestępstwa. Dla kogoś żyjącego w praworządnym (choćby z grubsza kraju) oczywistym jest, że odpowiada się za swoje czyny, nie za czyny krewnych albo znajomych. Pod tym względem, od Carskiej Rosji wiele krajów - w tym nasz! dziś! - mogłoby się wiele nauczyć. Brat Włodzimierza Iljicza Lenina, Aleksander, bral udział w zamachu na cara Aleksandra II. Udanym (piąty z rzędu bodajże). Jak można się domyślić, ów brat Lenina został za to rozstrzelany; a Lenin, co? Był bratem spiskowca! A Lenin nic. Został w tym samym roku przyjęty na Uniwersytet w Kazaniu; wydalono go w tym samym roku, ale za działalność polityczną, nie za czyny brata!
A za Stalina? Cóż, moim ulubionym przykładem jest pewien generał MWD (NKWD). Miał on syna, z poprzedniego małżeństwa (rozwiódł się), z którym nie utrzymywał żadnych stosunków, tak samo zresztą jak z żoną (matką owego syna); gdy syn został aresztowany i wysłany do GUŁagu za "działalność kontrrewolucyjną" (a za Stalina można było to dostać za nic), ojciec, generał MWD, napisał oficjalne pismo w którym odcinał się od "działalności" syna i w którym go potępiał, a i tak został zdegradowany. Strach się bać, co by było, gdyby ktoś przeprowadził zamach na Stalina...
(na temat zamykania "za nic" jest pewna anegdota. Gdy Stalin z radości zwycięstwa nad III Rzeszą wprowadził nowy kodeks karny, dający możliwy wymiar kary już nie, jako najwyżej 10 lat łagru, ale 25, sierżant eskortujący jedną z pierwszych grup z "ćwiarami" nie wytrzymał z ciekawości - podczas marszu zagadnął ojcowsko jednego z konwojowanych "Przyznaj się, za co dostałeś tą ćwiarę?"; widać konwojenci sami byli ciekawi tych nowych kar... więzień odpowiedział zgodnie z prawdą "Za nic!", na co przemiły konwojent odpowiedział "Łżesz, za nic dostaje się dychę!" (10 lat). I to mówi konwojent MWD do konwojowanego.)
Cóż tu mówić już o pomocy uciekinierom! Za Cara nie karano za pomoc uciekinierom z zesłania, katorgi czy więzienia (gdzie jako pomoc kwalifikujemy trzymanie pod dachem, dawanie jedzenia i podobne). I dlatego taki Lenin z zesłania uciekał pięć razy: ludzie pomagali, bo traktowali to jak sport. Za ustroju sowieckiego pomoc uciekinierowi powodowała lądowanie w GUŁagu, o ile nie od razu "czapę".
*****
Więc jaki był Carat?
Jak widać z mojego mizernego i bardzo szkicowego powyższego tekstu, widać że rządy Cara, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie były nawet o włos bliskie terrorowi bolszewickiemu, a "ucisk" był pod wieloma względami lepszy niż nasze obecne prawodawstwo i podejście. W sensie dla więźniów, bo podejście do więźniów "politycznych" było tak łagodne, że człowiekowi znającemu metody Stalina, Hitlera, ba! Pinocheta albo Piłsudskiego! ... metody te wydają się raczej łagodne. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, że mit strasznego Caratu stworzyli bolszewicy, żeby wyjaśnić młodemu pokoleniu, że teraz jest lepiej niż było za Cara - a i tak im mało kto wierzył. Słusznie zresztą.
U nas w Polsce Carat ma znacznie gorszą prasę z uwagi na pozycję głównego "żandarma" tłumiącego dążenia narodowościowe, ale i to porównując z innymi naszymi (przyszłymi) oprawcami - gdzie jest nić podobieństwa? Z niemieckimi nazistami, którzy w Wielkopolsce i na Pomorzu prowadzili szeroką zakrojoną akcję eksterminacji elit? Z Sowietami sprzed 1941, którzy wywozili naszych masowo zresztą - kto nie słyszał o Katyniu... a może choćby z komunistami pochodzenia polsko-ruskiego (na lepsze określenie z mojej strony nie mogą liczyć, biorąc pod uwagę, że Ludowe Wojsko Polskie składało się w latach 40. w większości z Rosjan - nie mówiąc już o bezpiece. Machamy panu Baumanowi) z okresu po ekhm "wyzwoleniu" w 1944? No tak, za tych ostatnich można było przynajmniej po polsku mówić (bez szykan) a za Cara to bywało że niet. Za to za Cara nie lądowałeś na ławie oskarżonych za to, że brat był w lesie, albo za to że powiedziałeś kilka przykrych słów o Carze. A o Stalinie to, jak mówi stary dowcip, "jak rzekł <<Sralin>> zamiast <<Stalin>>, to już jechał na Sachalin".
Co więc można powiedzieć o Rosji Carskiej? A to, że był to kraj kontrastów. Ogromnych kontrastów, widocznych w każdej dziedzinie życia.
Z jednej strony kraj zacofany, gdzie ponad 4/5 ludzi mieszkało na wsi; przemysł w powijakach, bywały wsie (np. na Białorusi - obszar bagien Prypeci) gdzie ludzie jeszcze żyli jak tysiąc lat temu słowiańscy przodkowie. Kraj w którym brakowało dróg kołowych i linii kolejowych - i mowa tu o Rosji przed Uralem, nie o Syberii, gdzie Kolej Transsyberyjska powstała w ostatnich latach Caratu - zmieniając kompletnie strategiczne znaczenie regionów syberyjskich i Dalekiego Wschodu (przed jej powstaniem, Rosja mogła najwyżej pomarzyć o mieszkaniu się w sprawy Dalekiego Wschodu, np Chin).
Z drugiej strony, niektóre miejsca cechował zadziwiający standard techniczny - jak moskiewską kanalizację, albo niektóre budowy: inżynier hydrolog Włodzimierz Aleksandrowicz Wasiliew budował w 1912 roku kanały w Siedmiorzeczu (Kirgizja), mając między innymi 6 elektrycznych koparek - w latach 30. pokazywano je na wystawach jako wielki triumf "sowieckiej myśli technicznej"... a w tym samym okresie na świecie przez jeszcze wiele lat na polach robót królowały koparki parowe, takie same, jakimi inż. Lesseps dziarsko wykopał Kanały Sueski i Panamski.
Z jednej strony pańszczyzna nie była wcale tak odległym wynalazkiem, a z powodu wpływu Cerkwi stosowano wciąż kalendarz Juliański (w reszcie Europy stosowano od dawna zreformowany gregoriański), a ludność chłopska nie mogła liczyć na zbytni awans społeczny własnym pomysłem - ot, najbystrzejsi mogli się wybić na obrotnych kupczyków i komiwojażerów, ale nie wyżej.
Z drugiej strony, Sergiej Prokudin-Gorski opracował własną metodę robienia zdjęć kolorowych; były równocześnie inne metody, ale znacznie bardziej skomplikowane i mniej wyraziste (dopiero w 1936 roku firma Kodak wynalazła proste w obsłudze klisze kolorowe). Konkretniej, polegały na robieniu naraz trzech zdjęć przez trzy filtry; przy pokazywaniu zdjęć, Produkin-Gorski wyświetlał filmy naraz (trzy klisze, każda z lampą innego koloru). Jakości jego zdjęć można pozazdrościć - podobne efekty w tamtych czasach dawało tylko... robienie zdjęcia czarno-białego i kolorowanie.
Robią wrażenie. A to ten zacofany kraj, Carska Rosja...
Z jednej strony, Armia Carska na progu I Wojny światowej była zacofana jak żadna inna: regulaminy były przestarzałe, myślenie XIX-wieczne, sposób kwaterowania żołnierzy - niedorzeczny (Armia Carska nie znała de facto "koszar" - oddziały armii lądowej kwaterowały w ziemiankach, pod namiotami, albo na kwaterach w domach prywatnych. Inne armie cywilizowane już tak nie miały od dawna, chyba że w warunkach polowych...). Artylerii, broni maszynowej - mieli nasycenie zdecydowanie mniejsze niż armia choćby Austro-Węgier. Żołnierze w progu I Wojny Światowej stosowali jeszcze... strzelanie salwami! Wspomina o tym Józef Piłsudski w "Moje pierwsze boje", opisując bitwę pod Limanową i wyjaśniając bardzo niskie straty swoich żołnierzy mimo wielokrotnej przewagi Rosjan (a Piłsudski prawie nie miał tam artylerii i w ogóle broni maszynowej). Laikom wojskowym już wyjaśniam: strzelanie salwami, czyli na komendę, w określonym kierunku, bez większego mierzenia, do celów odległych i leżących (prawie nic nie widać, poza czasem kawałkiem twarzy albo lufą) jest doskonałym sposobem na nie-trafienie; salwami się strzelało za Napoleona, bo wtedy ze skałkówki na 100 metrów trafiało się co najwyżej w stodołę - w 1914 ze stu metrów to się trafiało w głowę albo oko (o ile się celowało, zamiast salwami).
Z drugiej strony, Carat znacznie... chętniej przyjmował nowinki techniczne, niż, na przykład Armia Brytyjska. Carska Marynarka Wojenna jako jedna z pierwszych zaczęła stosować łodzie podwodne (nasz rodak Drzewiecki się kłania - no ale gdyby był choćby i Einsteinem, a ktoś myślący by nie wyłożył funduszy, to mógłby sobie myśleć). A Carskie Siły Powietrzne Rosji były jednymi z pierwszych sformowanych oddziałów lotnictwa, bo bo utworzono je w 1910 i od razu de facto niezależne (podlegały korpusowi Inżynieryjnemu), a od 1915 de iure niezależne; w Wielkiej Brytanii siły powietrzne powstały w 1912, niezależne - w ramach armii albo floty i dopiero w 1918 zostały połączone w jedno; w armii II Rzeszy (Niemiec) siły powietrzne powstały w 1913, do 1916 podporządkowane armii... Cóż - dość by rzec, że w chwili wybuchu I Wojny Światowej Императорский военно-воздушный флот России były drugimi w Europie pod względem wyszkolenia, wyposażenia i wielkości (po Francuskich).
Z jednej strony było to państwo w którym rewolucjonistów usuwano z uniwersytetów za dyskusje o socjaliźmie, prześladowano prawnie działalność polityczną socjalistyczną, ba! nawet liberalną i wszelakie dążenia demokratyczne, prześladowano też narody nie-rosyjskie i starano się wynarodowić.
Z drugiej strony - czego innego można było się spodziewać, w kontekście walki z wywrotowcami (pardon: bojownikami) socjalistycznymi w państwie, gdzie rządził Car, autokratyczny samodzierżawca? Pierwszy cytat z początku wpisu doskonale oddawał podejście carów do świata i jego okolic. Zresztą, większości Rosjan inny świat wydawał się niemożliwy. Eh, poza tym, co tu dużo mówić - i dziś państwa demokratyczne prawnie walczą z tymi którzy chcą się zamachnąć na państwowość, zwłaszcza jeśli popierają to ulotkami, organizacjami i zamachami - jak to robili socjaliści w Rosji. przypomnijmy, Car Aleksander II zginął w zamachu. Stracono zamachowców. Partie socjalistyczne były i tak zakazane, ale nie wzięto prewencyjnie podejrzanych i nie wysłano na Sybir jak leci, za to że mają podobne poglądy albo że są spokrewnieni z zamachowcami (jak Lenin, co wspominałem).
Nie wiem czy periodyk anarchistów (drugi cytat z początku wpisu) ukazywał się legalnie - raczej nie - ale poniższy rysunek satyryczny był drukowany legalnie. Od ręki można wymienić dziesiątki obecnych państw, często uważanych za "cywilizowane" i "pro-zachodnie" (coś takiego ostatnio widziałem na Onecie na temat Arabii Saudyjskiej i przecierałem oczy ze zdumienia), w których by za taki rysunek wpakowano człowieka do paki zanim by rzekł "satyra!".
Rosja carska wreszcie był państwem de facto wciąż jednak tkwiącym korzeniami w myśleniu i porządku feudalnym, wersja wschodnia/ Czyli autokratycznym. To wciąż był kraj z ogromną władzą Cara, bogactwem nielicznych posiadaczy ziemskich i fabrykantów, dominująca rolą armii. To był wciąż kraj, mający protektoraty nad krajami quasi-feudalnymi w Azji Środkowej, kraj w którym jedyna prawdziwa kariera dla chłopa była możliwa w armii (jeśli go wszy nie zjadły). Coś takiego w krajach zachodnich - Francja, Wielka Brytania, II Rzesza - było nie do pomyślenia; nawet Austro Węgry były mniej zacofane od Caratu!
Moja diagnoza na temat największej słabości Rosji jest taka - było to Imperium uciskające, ale niedostatecznie, bez konsekwencji. Było to państwo represyjne, ale jego represje stanowiły klasyczne zaprzeczenie idei "nie zadawaj wrogowi małej rany". Było to państwo praworządne i modernizujące się, ale robiące to zdecydowanie powoli - zdecydowanie sobie nie radząc z problemem robotniczym i chłopskim (akurat z robotnikami to nikt sobie wtedy nie radził, ale z chłopami... cóż, w Rosji stracili dobre 100 lat).
Było to państwo w którym cała władza opierała się na dwóch rzeczach: autorytecie cara i sile oraz lojalności armii. Gdy car najpierw stracił większość pierwszego - w oczach ludu - a potem w trakcie Wielkiej Wojny wykruszyło się oparcie w armii, Carat upadł.
Czemu i jak ten niestabilny dwójnóg zmienił się w jednonóg, a potem z hukiem runął - przedstawię w następnych wpisach, dalej wprowadzających w przyczyny Wojny Domowej w Rosji.
Miało dziś być jeszcze o wojnie 1904-1905 i Rewolucji 1905, ale i tak się przeraziłem patrząc na objętość...
A kto, poza ww. socjalistami za Sowietów szedł na zesłanie (polityczne)? To tak - inteligencja bezpartyjna. Duchowni. Chrześcijanie zwykli, ale głęboko wierzący. I spirytyści, i okultyści. A nawet młodzież, za... "fokstroty" (foxtrot - taniec towarzyski amerykański, co w Europie był jednym z przebojów Międzywojnia). Za Caratu - przypomnijmy, za działalność faktycznie wywrotową, nie za wywoływanie duchów albo tańczenie.
Warto dodać, że za Caratu zesłanie nie było przyczynkiem do nowej kary - a za komunizmu i owszem, zesłaniec mógł się spodziewać dalszej roli w czymś co Sołżenicyn przepysznie nazwał "Wielkim Pasjansem Rewolucyjnym" (czemu Pasjans? Bo Stalin rozkładał sobie przeciwników od tych najdalszych ideowo, aż do najbliższych, a rozkładał ich kolejno zesłanie-> więzienia->Gułagi-> śmierć. Czasem z przeskokiem. Anarchista Dymitr Wenediktow w 1937, po upłynięciu (kolejnego) trzyletniego zesłania został aresztowany za "nieprzychylny stosunek do władzy sowieckiej" (każdy zesłany za poglądy na pewno jest bardzo przychylny do zsyłających) i za "rozpowszechnianie pogłosek, że będzie rozpisana nowa pożyczka" (w sensie, pożyczka rządowa. Rozpisywano ją co roku i w przeciwieństwie do naszych obligacji, należy ją traktować raczej jak podatek - 1) kto nie wziął, tego szybko zamykano za "sabotaż gospodarczy" albo "działalność kontrrewolucyjną", 2) było coroczna, regularna, jak wiosna po zimie 3) rzadko była oddawana. Sołżenicyn takiego przypadku nawet nie wspominał). I co dostał anarchista za te dwa zarzuty? Rozstrzelanie w ciągu 72h. Fajnie być zesłańcem za Stalina, nie to co za opresyjnego Cara.
Zresztą, za Sowietów zesłanie niektórych specyficznych grup miało je zabić. W ten sposób załatwiono ogromne rzecze średniozamożnego chłopstwa rosyjskiego; Sołżenicyn wylicza ich na 15 milionów (i to nie liczymy do tego innych pomysłów Ojca Narodów, jak Wielki Głód na Ukrainie). Ciężko teraz powiedzieć, ile naprawdę tak się "pozbyto", ale faktem jest, że planowano się pozbyć. Na przykład chłopów wyprowadzano na zaśnieżoną tajgę i odgórnie im mówiono gdzie mają postawić osadę i czym ma się trudnić: na przykład - nad brzegiem rzeki, ale na wysokiej skarpie (daleko nosić trzeba było wodę) i o profilu wyznaczonym przez oficera MWD, nie znającego się na rolnictwie. Nic dziwnego że zazwyczaj wymierali do jednego... ale czasem nie. Nad Obem, w głuszy, wyrosła osada, z której wywodził się Burow (jedno ze źródeł osobowych Sołżenicyna). Przepływała kiedyś tamtędy wierchuszka powiatowa, która oczy przecierała ze zdumienia, że ludziom się tu dobrze wiedzie, ba! lepiej im się wiodło niż kołchoźnikom (może dlatego, że "na górze" myślano że wymarli i się nie wtrącano za bardzo?). Efekt? Po kilku dniach przypłynęli strzelcy NKWD, mieszkańcom wsi kazano spakować się w godiznę i z tym co wzięli w ręce wysiedlono ich dalej, w głąb tundry syberyjskiej.
Niech za los typowego zesłańca chłopskiego, kułaka, posłuży Tragedia Wasjugańska. W 1930 roku 10 tysiecy rodzin (wedle ówczesnych, chłopskich norm - 60-70 tysięcy ludzi) przewieziono do Tomska i za Tomskiem pieszo - a była to zima - w dół Obu, a potem w górę Wasjuganu. patrzyłem na mapę - wychodzi lekką ręką ponad 500 kilometrów, a to wszystko w trakcie syberyjskiej zimy; mieszkańców wsi przydrożnych kazano potem wiosną i latem grzebać ciała dzieci i dorosłych, które wyrzucała rzeka. Zesłańców porzucono w środku bagien Wasjugańskich, bez narzędzi i zapasów, w środku zimy. A niedługo potem przyszła odwilż i odcięła obszar bagien od świata, poza dwoma ścieżkami - na Tobolsk i w stronę Obu. Obie ścieżki obsadzono czatami z karabinami maszynowymi. Czaty nikogo nie przepuszczały; podchodzili zdesperowani chłopi, błagali by ich wypuścić - witano ich kulami. W końcu, gdy na rzekach znikła kra lodowa, w Tomsku wydano polecenia i wysłano pomoc z miejscowego Integrałsojuzu (Związku Spółdzielni Spożywczych), mąkę i sól. Okazało się jednak, że Wasjugan jest w niektórych miejscach wartki i barki wyładowane towarami nie mogły przepłynąć; zawróciły w końcu.
Wymarli wszyscy wysiedleńcy, 10 tysięcy rodzin, około 60 tysięcy ludzi. Podobno kogoś nawet za te wydarzenia pociągnięto do odpowiedzialności i rozstrzelano. Jedną osobę - ale i tak nie chcę się wierzyć (w kraju sowieckim? Za odkułaczenie?). Zresztą, gdyby nawet - licząc tymi proporcjami, za wysiedlenie na śmierć całego Wrocławia (mojego ojczystego miasta) rozstrzelano by 10 osób. Za załatwienie w ten sposób całej Polski, wedle ostatnich szacunków liczbowych - 642 osoby. takie to są bolszewickie proporcje - zakładając że kogokolwiek za tą tragedię skazali.
O tej sprawie wiadomo (a i to niezbyt szeroko) dzięki pełnomocnikowi Integrałsojuza - Stanisławow prowadził nieudaną ekspedycje z mąką i solą.
O ilu zesłańcach sowieckich nic nie wiadomo? O ilu zapomniano? Rodzin, wsi (kozackich), a za późnego Stalina- i całych ludów?
O Narodach - zsyłaniu choćby Estończyków - pięknie napisał Sołżenicyn. Cytat godny zapamiętania (dotyczy "specprzesiedleńców" [parę milionow ich było, tych "spec"], którym z góry wyznaczano prace w miejscu zesłanie):
"Co zaś do zarobków, to w ogóle nie można się zorientować, na jakiej zasadzie je obliczano: w ciągu pierwszego roku pracy w kołchozie Maria Sumberg otrzymała za każdą dniówkę 20 gramów ziarna (byle ptaszyna boża więcej sobie nadziobie na wiejskiej drodze!) i 15 stalinowskich kopiejek (czyli 1,5 kopiejki chruszczowowskiej). Całoroczny zarobek wystarczył jej na kupno... aluminiowej miski.
Jak więc utrzymywali się przy życiu?! A dzięki paczkom żywnościowym z kraju. Przecież nie cały ich naród został zesłany.
A kto posyłał paczki Kałmukom? A krymskim Tatarom?... Przejdźcie się po cmentarzu, zapytajcie."
(A. Sołżenicyn, "Archipelag GUŁag 1918-1956, próba dochodzenia literackiego", Księga VI, Rozdział IV)
I jak tu w ogóle zakwalifikować zsyłanie kalek, owoców "Wielkiej Wojny Ojczyźnianej" (po naszemu: II Wojna Światowa), których tuż po wojnie zebrano w przeważającej mierze zesłano na Daleką Północ; by nie kazili Wielkiej Ziemi (Rosji) swoją obecnością, rzecz jasna. Na marnym wikcie (kalecy, nie pracują) i raczej bez prawa korespondencji (raczej, bo wiadomo od nich właśnie z tych nielicznych listów co się przebiły).
Co tu o tym mówić?! O "obrońcach sowieckiej ojczyzny", co się dali dla niej okaleczyć i gdzieś marnie bidowali potem daleko? Oni i taki mieli dobrze. Mieli zapewnione jedzenie. Zsyłani "kułacy" i zsyłane całe narody już nie.
Odpowiadanie za cudze przestępstwa. Dla kogoś żyjącego w praworządnym (choćby z grubsza kraju) oczywistym jest, że odpowiada się za swoje czyny, nie za czyny krewnych albo znajomych. Pod tym względem, od Carskiej Rosji wiele krajów - w tym nasz! dziś! - mogłoby się wiele nauczyć. Brat Włodzimierza Iljicza Lenina, Aleksander, bral udział w zamachu na cara Aleksandra II. Udanym (piąty z rzędu bodajże). Jak można się domyślić, ów brat Lenina został za to rozstrzelany; a Lenin, co? Był bratem spiskowca! A Lenin nic. Został w tym samym roku przyjęty na Uniwersytet w Kazaniu; wydalono go w tym samym roku, ale za działalność polityczną, nie za czyny brata!
A za Stalina? Cóż, moim ulubionym przykładem jest pewien generał MWD (NKWD). Miał on syna, z poprzedniego małżeństwa (rozwiódł się), z którym nie utrzymywał żadnych stosunków, tak samo zresztą jak z żoną (matką owego syna); gdy syn został aresztowany i wysłany do GUŁagu za "działalność kontrrewolucyjną" (a za Stalina można było to dostać za nic), ojciec, generał MWD, napisał oficjalne pismo w którym odcinał się od "działalności" syna i w którym go potępiał, a i tak został zdegradowany. Strach się bać, co by było, gdyby ktoś przeprowadził zamach na Stalina...
(na temat zamykania "za nic" jest pewna anegdota. Gdy Stalin z radości zwycięstwa nad III Rzeszą wprowadził nowy kodeks karny, dający możliwy wymiar kary już nie, jako najwyżej 10 lat łagru, ale 25, sierżant eskortujący jedną z pierwszych grup z "ćwiarami" nie wytrzymał z ciekawości - podczas marszu zagadnął ojcowsko jednego z konwojowanych "Przyznaj się, za co dostałeś tą ćwiarę?"; widać konwojenci sami byli ciekawi tych nowych kar... więzień odpowiedział zgodnie z prawdą "Za nic!", na co przemiły konwojent odpowiedział "Łżesz, za nic dostaje się dychę!" (10 lat). I to mówi konwojent MWD do konwojowanego.)
Cóż tu mówić już o pomocy uciekinierom! Za Cara nie karano za pomoc uciekinierom z zesłania, katorgi czy więzienia (gdzie jako pomoc kwalifikujemy trzymanie pod dachem, dawanie jedzenia i podobne). I dlatego taki Lenin z zesłania uciekał pięć razy: ludzie pomagali, bo traktowali to jak sport. Za ustroju sowieckiego pomoc uciekinierowi powodowała lądowanie w GUŁagu, o ile nie od razu "czapę".
*****
Więc jaki był Carat?
Jak widać z mojego mizernego i bardzo szkicowego powyższego tekstu, widać że rządy Cara, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie były nawet o włos bliskie terrorowi bolszewickiemu, a "ucisk" był pod wieloma względami lepszy niż nasze obecne prawodawstwo i podejście. W sensie dla więźniów, bo podejście do więźniów "politycznych" było tak łagodne, że człowiekowi znającemu metody Stalina, Hitlera, ba! Pinocheta albo Piłsudskiego! ... metody te wydają się raczej łagodne. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, że mit strasznego Caratu stworzyli bolszewicy, żeby wyjaśnić młodemu pokoleniu, że teraz jest lepiej niż było za Cara - a i tak im mało kto wierzył. Słusznie zresztą.
U nas w Polsce Carat ma znacznie gorszą prasę z uwagi na pozycję głównego "żandarma" tłumiącego dążenia narodowościowe, ale i to porównując z innymi naszymi (przyszłymi) oprawcami - gdzie jest nić podobieństwa? Z niemieckimi nazistami, którzy w Wielkopolsce i na Pomorzu prowadzili szeroką zakrojoną akcję eksterminacji elit? Z Sowietami sprzed 1941, którzy wywozili naszych masowo zresztą - kto nie słyszał o Katyniu... a może choćby z komunistami pochodzenia polsko-ruskiego (na lepsze określenie z mojej strony nie mogą liczyć, biorąc pod uwagę, że Ludowe Wojsko Polskie składało się w latach 40. w większości z Rosjan - nie mówiąc już o bezpiece. Machamy panu Baumanowi) z okresu po ekhm "wyzwoleniu" w 1944? No tak, za tych ostatnich można było przynajmniej po polsku mówić (bez szykan) a za Cara to bywało że niet. Za to za Cara nie lądowałeś na ławie oskarżonych za to, że brat był w lesie, albo za to że powiedziałeś kilka przykrych słów o Carze. A o Stalinie to, jak mówi stary dowcip, "jak rzekł <<Sralin>> zamiast <<Stalin>>, to już jechał na Sachalin".
Co więc można powiedzieć o Rosji Carskiej? A to, że był to kraj kontrastów. Ogromnych kontrastów, widocznych w każdej dziedzinie życia.
Z jednej strony kraj zacofany, gdzie ponad 4/5 ludzi mieszkało na wsi; przemysł w powijakach, bywały wsie (np. na Białorusi - obszar bagien Prypeci) gdzie ludzie jeszcze żyli jak tysiąc lat temu słowiańscy przodkowie. Kraj w którym brakowało dróg kołowych i linii kolejowych - i mowa tu o Rosji przed Uralem, nie o Syberii, gdzie Kolej Transsyberyjska powstała w ostatnich latach Caratu - zmieniając kompletnie strategiczne znaczenie regionów syberyjskich i Dalekiego Wschodu (przed jej powstaniem, Rosja mogła najwyżej pomarzyć o mieszkaniu się w sprawy Dalekiego Wschodu, np Chin).
Z drugiej strony, niektóre miejsca cechował zadziwiający standard techniczny - jak moskiewską kanalizację, albo niektóre budowy: inżynier hydrolog Włodzimierz Aleksandrowicz Wasiliew budował w 1912 roku kanały w Siedmiorzeczu (Kirgizja), mając między innymi 6 elektrycznych koparek - w latach 30. pokazywano je na wystawach jako wielki triumf "sowieckiej myśli technicznej"... a w tym samym okresie na świecie przez jeszcze wiele lat na polach robót królowały koparki parowe, takie same, jakimi inż. Lesseps dziarsko wykopał Kanały Sueski i Panamski.
Z jednej strony pańszczyzna nie była wcale tak odległym wynalazkiem, a z powodu wpływu Cerkwi stosowano wciąż kalendarz Juliański (w reszcie Europy stosowano od dawna zreformowany gregoriański), a ludność chłopska nie mogła liczyć na zbytni awans społeczny własnym pomysłem - ot, najbystrzejsi mogli się wybić na obrotnych kupczyków i komiwojażerów, ale nie wyżej.
Z drugiej strony, Sergiej Prokudin-Gorski opracował własną metodę robienia zdjęć kolorowych; były równocześnie inne metody, ale znacznie bardziej skomplikowane i mniej wyraziste (dopiero w 1936 roku firma Kodak wynalazła proste w obsłudze klisze kolorowe). Konkretniej, polegały na robieniu naraz trzech zdjęć przez trzy filtry; przy pokazywaniu zdjęć, Produkin-Gorski wyświetlał filmy naraz (trzy klisze, każda z lampą innego koloru). Jakości jego zdjęć można pozazdrościć - podobne efekty w tamtych czasach dawało tylko... robienie zdjęcia czarno-białego i kolorowanie.
Robią wrażenie. A to ten zacofany kraj, Carska Rosja...
Obserwacja zaćmienia słońca w górach Tien-Szan, 1 stycznia 1907 roku.
Pinchas Karlinskij (84 lata!), nadzorca śluzy w Czernihowie, rok 1909
Parowóz "Kompound", rok 1910.
Z jednej strony, Armia Carska na progu I Wojny światowej była zacofana jak żadna inna: regulaminy były przestarzałe, myślenie XIX-wieczne, sposób kwaterowania żołnierzy - niedorzeczny (Armia Carska nie znała de facto "koszar" - oddziały armii lądowej kwaterowały w ziemiankach, pod namiotami, albo na kwaterach w domach prywatnych. Inne armie cywilizowane już tak nie miały od dawna, chyba że w warunkach polowych...). Artylerii, broni maszynowej - mieli nasycenie zdecydowanie mniejsze niż armia choćby Austro-Węgier. Żołnierze w progu I Wojny Światowej stosowali jeszcze... strzelanie salwami! Wspomina o tym Józef Piłsudski w "Moje pierwsze boje", opisując bitwę pod Limanową i wyjaśniając bardzo niskie straty swoich żołnierzy mimo wielokrotnej przewagi Rosjan (a Piłsudski prawie nie miał tam artylerii i w ogóle broni maszynowej). Laikom wojskowym już wyjaśniam: strzelanie salwami, czyli na komendę, w określonym kierunku, bez większego mierzenia, do celów odległych i leżących (prawie nic nie widać, poza czasem kawałkiem twarzy albo lufą) jest doskonałym sposobem na nie-trafienie; salwami się strzelało za Napoleona, bo wtedy ze skałkówki na 100 metrów trafiało się co najwyżej w stodołę - w 1914 ze stu metrów to się trafiało w głowę albo oko (o ile się celowało, zamiast salwami).
Z drugiej strony, Carat znacznie... chętniej przyjmował nowinki techniczne, niż, na przykład Armia Brytyjska. Carska Marynarka Wojenna jako jedna z pierwszych zaczęła stosować łodzie podwodne (nasz rodak Drzewiecki się kłania - no ale gdyby był choćby i Einsteinem, a ktoś myślący by nie wyłożył funduszy, to mógłby sobie myśleć). A Carskie Siły Powietrzne Rosji były jednymi z pierwszych sformowanych oddziałów lotnictwa, bo bo utworzono je w 1910 i od razu de facto niezależne (podlegały korpusowi Inżynieryjnemu), a od 1915 de iure niezależne; w Wielkiej Brytanii siły powietrzne powstały w 1912, niezależne - w ramach armii albo floty i dopiero w 1918 zostały połączone w jedno; w armii II Rzeszy (Niemiec) siły powietrzne powstały w 1913, do 1916 podporządkowane armii... Cóż - dość by rzec, że w chwili wybuchu I Wojny Światowej Императорский военно-воздушный флот России były drugimi w Europie pod względem wyszkolenia, wyposażenia i wielkości (po Francuskich).
Z jednej strony było to państwo w którym rewolucjonistów usuwano z uniwersytetów za dyskusje o socjaliźmie, prześladowano prawnie działalność polityczną socjalistyczną, ba! nawet liberalną i wszelakie dążenia demokratyczne, prześladowano też narody nie-rosyjskie i starano się wynarodowić.
Z drugiej strony - czego innego można było się spodziewać, w kontekście walki z wywrotowcami (pardon: bojownikami) socjalistycznymi w państwie, gdzie rządził Car, autokratyczny samodzierżawca? Pierwszy cytat z początku wpisu doskonale oddawał podejście carów do świata i jego okolic. Zresztą, większości Rosjan inny świat wydawał się niemożliwy. Eh, poza tym, co tu dużo mówić - i dziś państwa demokratyczne prawnie walczą z tymi którzy chcą się zamachnąć na państwowość, zwłaszcza jeśli popierają to ulotkami, organizacjami i zamachami - jak to robili socjaliści w Rosji. przypomnijmy, Car Aleksander II zginął w zamachu. Stracono zamachowców. Partie socjalistyczne były i tak zakazane, ale nie wzięto prewencyjnie podejrzanych i nie wysłano na Sybir jak leci, za to że mają podobne poglądy albo że są spokrewnieni z zamachowcami (jak Lenin, co wspominałem).
Nie wiem czy periodyk anarchistów (drugi cytat z początku wpisu) ukazywał się legalnie - raczej nie - ale poniższy rysunek satyryczny był drukowany legalnie. Od ręki można wymienić dziesiątki obecnych państw, często uważanych za "cywilizowane" i "pro-zachodnie" (coś takiego ostatnio widziałem na Onecie na temat Arabii Saudyjskiej i przecierałem oczy ze zdumienia), w których by za taki rysunek wpakowano człowieka do paki zanim by rzekł "satyra!".
"Pisać, ale o czem???: W redakcji warszawskiej gazety" - rysunek satyryczny W. Wojtkiewicza, 1907.
(Wybaczcie jakość, skan z własnych zbiorów)
Rosja carska wreszcie był państwem de facto wciąż jednak tkwiącym korzeniami w myśleniu i porządku feudalnym, wersja wschodnia/ Czyli autokratycznym. To wciąż był kraj z ogromną władzą Cara, bogactwem nielicznych posiadaczy ziemskich i fabrykantów, dominująca rolą armii. To był wciąż kraj, mający protektoraty nad krajami quasi-feudalnymi w Azji Środkowej, kraj w którym jedyna prawdziwa kariera dla chłopa była możliwa w armii (jeśli go wszy nie zjadły). Coś takiego w krajach zachodnich - Francja, Wielka Brytania, II Rzesza - było nie do pomyślenia; nawet Austro Węgry były mniej zacofane od Caratu!
Moja diagnoza na temat największej słabości Rosji jest taka - było to Imperium uciskające, ale niedostatecznie, bez konsekwencji. Było to państwo represyjne, ale jego represje stanowiły klasyczne zaprzeczenie idei "nie zadawaj wrogowi małej rany". Było to państwo praworządne i modernizujące się, ale robiące to zdecydowanie powoli - zdecydowanie sobie nie radząc z problemem robotniczym i chłopskim (akurat z robotnikami to nikt sobie wtedy nie radził, ale z chłopami... cóż, w Rosji stracili dobre 100 lat).
Było to państwo w którym cała władza opierała się na dwóch rzeczach: autorytecie cara i sile oraz lojalności armii. Gdy car najpierw stracił większość pierwszego - w oczach ludu - a potem w trakcie Wielkiej Wojny wykruszyło się oparcie w armii, Carat upadł.
Czemu i jak ten niestabilny dwójnóg zmienił się w jednonóg, a potem z hukiem runął - przedstawię w następnych wpisach, dalej wprowadzających w przyczyny Wojny Domowej w Rosji.
Miało dziś być jeszcze o wojnie 1904-1905 i Rewolucji 1905, ale i tak się przeraziłem patrząc na objętość...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz