poniedziałek, 10 marca 2014

Wandea

„Mes amis, si j'avance, suivez-moi! Si je recule, tuez-moi! Si je meurs, vengez-moi!
(„Przyjaciele, jeśli pójdę naprzód, podążajcie za mną! Jeśli się wycofam, zabijcie mnie! Jeśli zginę, pomścijcie mnie!”)
Henri du Vergier de la Rochejaquelein,rozkaz z kwietnia 1793

"Wandei już nie ma (...) Pogrzebałem ją w lasach i bagnach Savenay (...) Zgodnie z Pana rozkazami, stratowałem ich dzieci kopytami naszych koni; wymordowałem ich kobiety, aby nie mogły już rodzić bandytów. Nie mam ani jednego jeńca, który mógłby mi robić wyrzuty. Wszystkich zniszczyłem. Drogi są usiane trupami. Do Savenay wciąż przychodzą nowi bandyci, twierdząc, że chcą się poddać, a my ich wciąż rozstrzeliwujemy (...) Litość nie jest uczuciem rewolucyjnym."
Generał Westermann w raporcie do Konwentu


Od dawna nie pisałem. Wiem, że nie ma wytłumaczenia dla mojej winy, ale z drugiej strony - myślę że "pisanie pracy magisterskiej" jest choć częściowym wytłumaczeniem. Faktem poza tym jest, że rozliczne wydarzenia na świecie na równi zachęcały jak i zniechęcały do pisania.... Weźmy choćby taką Ukrainę - musiałbym na pisać pewnie z kilkanaście A4 by wyjaśnić i wytłumaczyć swoje stanowisko, a i tak by się znalazło paru ludzi którzy by mnie odtrącili od czci i wiary za bycie rosyjskim agentem wpływu, byłym agentem SB, za militaryzm, nieludzkie podejście do sprawy i w ogóle za patrzenie na coś takiego jak polityka w kontekście interesów i sfer wpływów (wyjaśniając: gdybym był agentem wpływu, wiedziałoby o tym przynajmniej moje konto w banku, na bycie agentem SB nawet w kołysce nie miałem szans z uwagi na metrykę, a polityka... cóż, może nie będę komentował).

Mniejsza, w każdym razie nie mam chęci do komentowania bieżących wydarzeń, bo fala propagandy i głupoty jest tak wielka, że można tylko machnąć ręką na wszechobecny kretynizm. Dlatego przypomnę o czymś, o czym chciałem przypomnieć od dawna. O czymś, o czym celowo zapomniano, o czym pamięć starano się wymazać - na szczęście bezskuteczne.

Opowiem Wam o Wandei.
Dzisiejszy wpis dedykuję do szczególnego przeczytania wszystkim piewcom wolności i humanizmu Rewolucji Francuskiej (tfu, tfu, na psa urok!), wszystkim uważającym że jedynymi poszkodowanymi Rewolucji była szlachta i ewentualnie "jej własne dzieci" (Danton, Robespierre, itp.) i tym podobnym demokratom, rewolucjonistom, lewicowcom i wojującym ateistom.

*****

Przyczyna i przebieg

Nazwą "Wandea" zwykłem (i nie tylko ja) nazywać zbiorczo nie tylko region, ale i Powstanie w Wandei, a także rzeź jaka była po stłumieniu powstania. By jednak móc poznać pokrótce przebieg i skutki tegoż Powstania, należy poznać przyczyny. Nie będę tutaj nawet zarysowywał dziejów Rewolucji Francuskiej, bo zajęłoby to osobne kilka wpisów, ale skrótowo:
Króla obalono; monarchia absolutna przeszła najpierw w monarchię konstytucyjną - a po straceniu króla w Republikę. Przeprowadzono nowy podział administracyjny kraju, zburzono stary ład administracji; przeprowadzono reformę armii; podjęto obronę kraju przed kontrrewolucją. W obliczu klęsk wojennych, przeprowadzono czystkę w armii, zwłaszcza wśród starej (szlacheckiej) kadry oficerskiej. Podniesiono podatki. W 1791-1792 nakazano złożenie przez księży każdego szczebla "przysięgi na wierność narodowi", to znaczy przysięgi na wierność wobec władz państwowych; duża część księży, zwłaszcza na zachodzie kraju,w  takich regionach jak właśnie Wandea, nie złożyła przysięgi a i tak została na parafiach dzięki wsparciu mieszkańców. W nagrodę bandy rewolucjonistów z miast pędziły przez wiejskie departamenty, atakując "krnąbrnych" i niszcząc kościoły. Jeszcze wcześniej, w 1789 skonfiskowano majątki ziemskie Kościoła, pochodzące w znacznej mierze z darowizn. Darowizny z testamentów miały zazwyczaj oznaczenie celu darowizny, przez co z tych majątków zarządzanych przez Kościół utrzymywały się szpitale, przytułki, darmowe garkuchnie. Po konfiskacie dobra te przejęli zazwyczaj mniej lub bardziej skorumpowani urzędnicy, znający kruczki prawne przy nabywaniu ziem i mający pieniądze. A społeczności lokalne zostały pozbawione lecznictwa czy opieki społecznej...
Wszystkie te punkty budziły kontrowersje w ośrodkach wiejskich w prawie całym kraju, ale w Wandei szczególne znaczenie miało wymuszane siłą przez Gwardię Narodową usuwanie niezaprzysiężonych księży z parafii. Były ofiary śmiertelne, by choćby podać przykład miasteczka Breissure, gdzie w sierpniu 1792 Gwardia Narodowa wymordowała większość z pięciuset zakładników.

Iskrą zapalna było jednak co innego - pobór do wojska, ogłoszony 23 lutego 1793 roku. Szczególne niezadowolenie chłopów budził fakt, że od możliwości poboru były wyjątki - synowie republikańskich członków aparatu administracji, przedstawiciele wolnych zawodów, bogaci republikanie... jak to ujął Norman Davies:
 „(...) wyglądało na to, że katolickim chłopom każe się umierać za ateistyczną republikę, której zresztą od początku nie chcieli.”

Należy też dodać, że w Bretanii i Wandei pobór ten wzbudził szczególne oburzenie, bo nie tylko że byli katolikami mającymi walczyć za coś, czego nie chcą, ale też miejscowi od 250 lat mieli przywilej, na mocy którego nie musieli walczyć poza granicami swoich prowincji. Nie znaczy to, że nie walczyli - ale ochotniczo, a w granicach prowincji stacjonowali jako garnizony. Rewolucja zniosła wszystkie przywileje, w tym ten też: chłopom się to nie spodobało. Co prawda Wandea miała dać tylko 4 tysiące z zaplanowanych dla całego kraju 300 tysięcy, ale nadal nie było to miłe.

Powstanie wybuchło 10 marca 1793 roku, a początkowo dowodzili miejscowi chłopi, zazwyczaj tacy którzy odmówili wstąpienia do wojska. Do buntowników szybko jednak przyłączali się inni - ich sąsiedzi, gajowi, a na końcu miejscowa szlachta, niejako przymuszona przykładem chłopów. Dowództwo w tej rojalistycznej armii szybko przejęli arystokraci; armia została dobrze zorganizowana przez generała Maurice d'Elbee, który przeszedł na stronę buntowników z armii. "Królewska i Katolicka Armia Świętych" osiągnęła liczebny stan trzydziestu tysięcy mężczyzn uzbrojonych w kosy, widły i strzelby myśliwskie. Maszerowali pod białym sztandarem usianym liliami - sztandarem królewskiej Francji - z dewizą "Vive Louis XVII!" ("Niech żyje Ludwik XVII!"); żołnierze nosili na szyjach szkaplerze i odznaki z Najświętszym Sercem Jezusa i krzyżem w płomieniach. Podsumowując - reprezentowali sobą wszystko, czego nienawidziła rewolucyjna wierchuszka Republiki.

Początkowo powstańcy odnosili sukcesy, głównie dzięki wielkiemu hartowi ducha w swoich szeregach i słabości armii republikańskiej, której oddziały, złożone głównie z Gwardii Narodowej, były około dwa razy słabsze od sił powstańczych. Powstańcy stoczyli łącznie dwadzieścia jeden zaplanowanych bitew, odnieśli  zwycięstwo pod Chamille, zdobyli Angers, założyli oblężenie Nantes... i tam doznali pierwszych porażek. Konwent Rewolucyjny postanowił wypalić kontrrewolucję żelazem; rozkaz Komitetu Ocalenia Publicznego brzmiał dosłownie
"(...)przeprowadzić eksterminację wszystkich powstańców, do ostatniego człowieka. Spalić ich farmy, wygnieść tych tchórzy jak pchły. Skruszyć tych ohydnych Wandejczyków."
Trzeba tu dodać, że rozkaz Komitetu nakazywał bezwzględnie mordować Wandejczyków niezależnie od płci, wieku i stosunku do władz. Trzeba też dodać, że był w pełni wykonany...

Po tym, jak Republika odniosła zwycięstwa na swych zagrożonych granicach, mogła wycofać oddziały weteranów do rozprawienia się z powstańcami. W krwawej bitwie pod Cholet został ciężko ranny najlepszy (i jedyny z prawdziwego zdarzenia) dowódca powstańców, generał d'Elbee, zwany przez Wandejczyków "Generałem Opatrzności"; pojmany przez armię republikańską, został rozstrzelany trzy miesiące później. Inni dowódcy powstańców byli... mężni. O, to dobre słowo. Ale odwaga nie może zastąpić doświadczenia i umiejętności; w ciągu dwóch i pół miesiąca od bitwy pod Cholet, ostatecznie siły Wandejczyków zostały rozbite, zwłaszcza w ostatniej bitwie pod Savenay. Nastały krwawe represje i polowanie na partyzantów.
 
Rozstrzelanie generała Maurice Joseph Louis Gigost d'Elbée. Generał był ciężko ranny i nie mógł stać na nogach - wyniesiono go na miejsce stracenia w fotelu. Według mnie, symboliczne jak dla nas, Polaków, postać generała Sowińskiego (... o ile ktokolwiek z czytelników go kojarzy)


Represje. Słowo-klucz: "Deportacja pionowa"

Od stycznia 1794 roku zaczęła się krwawa pacyfikacja Wandei. Spuszczono "piekielne kolumny" - rozszalałe oddziały wojska, które miały za zadanie wyrżnąć jak najwięcej mieszkańców. Palono całe wsie. Dziesiątki tysięcy mieszkańców Wandei rozstrzelano, zadźgano nożami, spalono w stodołach i kościołach, zgilotynowano. Na pokładach statków-więzień w Rochefort zagłodzono na śmierć kilka tysięcy księży, którzy odmówili złożenia przysięgi. W Angers rozstrzelano kilka tysięcy więźniów. Przykładowa wieś: Les Lucs-sur-Boulogne; zabito 564 osoby, w tym 110 dzieci.

W Nantes.... ha, w Nantes użyto drugiego rewolucyjnego wynalazku Rewolucji (po gilotynie) - mianowicie Noyades de Nantes. Nantes to port atlantydzki, pod ręką była flota dużych statków płaskodennych, służących do przewozu niewolników; jeńców (więźniów) pakowano na statki, które topiono pod osłoną nocy na rzece. Ukuto na ten temat nawet oficjalny termin: "deportacja pionowa" (fr. déportation verticale). Podczas niektórych deportacji, dla rozrywki (a może dla oszczędności sznura?) wiązano ze sobą nagich więźniów przeciwnej płci - w tym dzieci - co nazwano "małżeństwami republikańskimi" (fr. mariage républicain). Łącznie przeprowadzono od 8 do 12 operacji topienia, które pochłonęły od 1800 do 6800 ofiar. Niewiele, gdy porównamy z Auschwitz. Ale należy docenić inwencję republikańską, humanitaryzm i oszczędność prochu. Prawda?

Łączna liczba zabitych w represjach w Wandei jest trudna oszacowania. Dokładne i udokumentowane badania podają 117 257 ludzi w ciągu lat 1792-1802, na nieco mniej niż 800 tysięcy mieszkańców przed Rewolucją, jest to jednak minimalna ocena. Niedoszacowana, z powodu systematycznego niszczenia akt i dokumentów, jeszcze w czasach I Republiki, a także kolejny rządów pro-republikańskich. Szacunki ostatecznej liczby ofiar wahają się między 120 (historycy pro-republikańscy) a 500 tysięcy. Często podawaną jednak liczbą jest 320 tysięcy (ale wraz z deportowanymi "których dalsze losy nie są znane". Z drugiej strony, znając termin "deportacja pionowa"...). Tak więc można szacować że represje pochłonęły od 15% do 65%, ale za średni szacunek można uznać wymordowanie w ciągu 10 lat 40-44% populacji Wandei. Czy to dużo? Polska w wyniku II Wojny Światowej, uznawanej na najkrwawszy i jeden z najbardziej okrutnych konfliktów z dziejach, straciła 22% populacji w ciągu 6 lat. Daje to pewne porównanie, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę że co prawda obszar mniejszy, ale i środki techniczne nie te...

Podsumowując, należy uznać wielkie zdobycze Rewolucji Francuskiej: obok wspaniałego wynalazku gilotyny, obok doskonałych "trybunałów ludowych ", skazujących na śmierć na dużą skalę, natychmiastowo, bez apelacji i bez zbędnego procesu dowodowego (no bo przecież gdyby nie był winny, to by go nie postawiono przed trybunałem!), obok genialnego wynalazku "wyzwolenia chłopów" poprzez nadanie im praw obywatelskich i wywalenie ich na zbity pysk z zajmowanej poprzednio pokoleniami ziemi (patrz: co wyrabiano np. w Księstwie Warszawskim)... obok tego mamy jeszcze doskonały wynalazek może nie do końca planowanej, ale zdecydowanie entuzjastycznej eksterminacji. I jaka innowacyjność: komory śmierci wielorazowego użytku! Co prawda gdzie się mają noyades de nantes do komór gazowych w Auschwitz, które miały "moce przerobowe" (używam określenia niemieckich nazistów, w celu zaznaczenia ich stosunku do ludzkiego życia. Ich, nie własnego) dzienne takie, jakie wszystkie noyades miały w ciągu kilku operacji... ale jakie uspokojenie opinii publicznej! Topienie w nocy, po cichu i już wszyscy humanistyczni republikanie mogli udawać że kilka tysięcy więźniów uciekło, zapewne do Mandżurii (a tu parafrazuję słowa J. Stalina o polskich oficerach z Katynia). Wyparowali!
Czy szanowny czytelnik też widzi doskonałe podobieństwo nazewnictwa czcigodnych a humanitarnych rewolucjonistów do nazewnictwa wspaniałych rycerzy z SS? Mianowicie, mówię o niezwykłym podobieństwie "deportacji pionowej" do "przesiedlenia na wschód". Piękno eufemizmów! Może rewolucjoniści byli bardziej ironiczni, mniej ukrywający, ale dobra droga wytyczona!
A ta "przysięga na wierność państwu", a jak nie, to zagłodzenie; czyż to nie doskonały pierwowzór dla działań władz Meksyku z lat 20 i 30 XX wieku? I jaki wygodny! Zawsze można powiedzieć, że głupie a fanatyczne klechy same nie chciały jeść rewolucyjnego chleba - i to od razu się zmówili by w kilka tysięcy. I słusznie, patriotycznie postąpili, będą kiwać potem mądrzy humaniści i piewcy praw człowieka do wolnego wyznawania swojej religii, prawa do posiadania przekonań politycznych. Brawo, brawo!


... mógłbym tak długo, ale, szanowny czytelniku, rzygać mi się chce jak myślę o tych zasranych hipokrytach z Rewolucji Francuskiej, którzy chętnie dawali "wolność, równość, braterstwo" - sobie i ludziom o podobnych do siebie przekonaniach. Ja sam mam dużo przywar, których się po częstokroć naprawdę wstydzę, ale jednej przywary nienawidzę: hipokryzji. Może dlatego nie mogę znieść komuchów, rewolucjonistów, piewców Che Guevary, masonerii meksykańskie i Rewolucji Francuskiej, bo wszyscy oni zachowują się podobnie jak wielcy humaniści z przełomu XVIII i XIX wieku: stosują inne standardy wobec siebie i wobec innych. Wobec siebie sa mili, braterscy i tolerancyjni, a innych najchętniej by powyrzynali. Nasi rodzimi lewicowcy też, gdyby tylko mieli większe poparcie, jestem tego tak samo pewien jak tego, że Napoleon miał kompleksy [wsadzanie wszędzie litery "N" jako herbu chyba o czymś świadczy?].


Powstańcy Wandejscy wziętych do niewoli jeńców czasem uwalniali; zdarzały się masakry, nie przeczę, ale często uwalniali, a liczba uwolnionych liczyła zazwyczaj po kilka tysięcy. Przedstawiciele Konwentu zachęcali francuskich żołnierzy do tego, by zapomnieli o tym, uznali ten akt za niebyły - i do bezlitosnego mordowania jeńców. 
Wandejczycy stosowali mentalność chrześcijańską, a przynajmniej się starali: zgodnie z etyką stosowania miłosierdzia nie tylko wobec "swoich", ale i też wobec swoich nieprzyjaciół. 
Rewolucjoniści, wielcy humaniści i piewcy wolności, nie znali litości. Jak to mówi cytat z początku: "litość nie jest uczuciem rewolucyjnym". Zresztą, nie znali też litości dla martwych; wobec Wandejczyków zastosowano coś, co historyk Reynald Secher nazwał pamięciobójstwem: ślady eksterminacji zacierano, a powstanie przedstawiono jako bunt ciemnego chłopstwa pod wodzą fanatycznego kleru, bunt pełen okrucieństwa i zabobonu.

Pamięciobójstwa całkiem skutecznego. W końcu większość ludzi nie pamięta o Wandei. Pamiętają najwyżej Ci, którzy się tym swoiście... inspirują. Jak Lenin, który rzekł w 1917 "Musimy eksterminować Kozaków. To nasza Wandea."


Dlaczego ja pamiętam o Wandei? Bo inni zapomnieli. Sami Francuzi w dużej mierze zapomnieli, czy słusznie czy nie, to sami oceńcie. Sami też powiedzcie: czy faktycznie Rewolucja Francuska była takim wspaniałym ruchem, który czynił same dobro?
Ja zawsze spluwam (lub przynajmniej mam na to niewymowną ochotę) gdy słyszę słowa "Rewolucja Francuska", zresztą ogólnie mam alergię na słowo "rewolucja". Tak, też dlatego bo jestem z poglądów monarchistą. Tak, dlatego bo z wyznania jestem katolikiem. Ale też dlatego, bo nie mogę cenić tych zasranych hipokrytów i masowych morderców.


Symbol Powstańców Wandejskich. "Dieu Le Roi" - "Bóg i Król"
Henri de La Rochejaquelein obraz Pierra Guérina, 1817 r.
  
Bitwa o Cholet, autor Paul-Emile Boutigny. Na czele Wandejczyków, w zielonym - Henri de La Rochejaquelein. Porównując z powyższym obrazem, należy uznać że niepodobny...
 
Egzekucja Charette, autor Julien Le Blant.  
François-Athanase de Charette de la Contrie był ostatnim z dowódców powstańców Wandejskich, pojmanym dopiero w marcu 1796 roku; stracono go 29 marca 1796 roku. Ostatnie jego słowa brzmiały "Vive le Roy!" - Niech żyje król